Dziś będzie szybko, krótko i na temat.

Ostatni tydzień był bardzo pracowity ale jednocześnie niezwykle efektowny. Nowa ekipa murarzy okazała się w porządku i dokończyli rozgrzebaną robotę. Przyszli we wtorek, skończyli w czwartek. W międzyczasie działaliśmy już z dysperbitem. Ostatnie losowanie lotto okazało się dla nas znów nieudane, więc trzeba było wziąć w piątek wolne i spędzić cały dzień z pędzlem z ręku. Razem z mężem pomalowaliśmy ściany fundamentowe dysperbitem zaoszczędzając tym samym „kilka” groszy. Pogoda dopisała tylko kręgosłupy – nam ludziom z „biura” lekko dokuczały. Efekt naszej ciężkiej pracy poniżej:

W sobotę mąż z tatą obłożyli nasze ściany ślicznym różowym styropianem (a niech mają ciepło na zimę, a co!):)  a dzisiejszy dzień poświęciliśmy na zabezpieczenie styropianu folią kubełkową. Radocha niesamowita bo niewiele już nam zostało. Jeszcze żaden tydzień nie okazał się tak efektywny jak ten więc pojawiła się nadzieja, że to co złe już jest za nami. Zmęczeni ale zadowoleni prezentujemy stan na dziś:

Za nami okrutnie ciężki weekend. Nie wiem nawet od czego zacząć… Obawiam się, że nasza budowa będzie drogą przez mękę, bo jak na razie ze wszystkim mamy pod górkę. Ale po kolei…

W piątek na działkę dotarły w końcu wszystkie niezbędne elementy potrzebne do stawiania ścian fundamentowych. Było ciśnienie, ponieważ pogoda nie sprzyjała przez kilka dni i na naszej budowie zrobiło się jedno wielkie bagno. No ale nic, w piątek jakoś dojechała część bloczków, dotarł piasek, zorganizowaliśmy także wodę więc z niecierpliwością czekaliśmy na sobotę. Nasz główny majster zmienił odrobinę plan i zorganizował dodatkowo kilku „murarzy” (celowo napisane w cudzysłowie) aby pchnąć robotę i ściany fundamentowe zrobić przez weekend. Ekipa wkroczyła na budowę w sobotę o godz. 7 rano. Pisząc ekipa mam na myśli 4 szczawików uważających się za super doświadczonych i cwanych murarzy. Wojna zaczęła się już rano, gdy mąż odmówił dodawania plastyfikatorów do zaprawy. Nikt nikomu nie chciał zrobić na złość, ale z informacji zasięgniętych z różnych źródeł wynika (mąż dzwonił nawet do producenta), że plastyfikatory wcale nie robią dobrze zaprawie. Zdecydowaliśmy się w ogóle ich nie stosować i taki news rozszedł się wśród pseudo-murarzy. Zaczęły się jęki, że inaczej się nie da, że do dupy robota, że oni tak nie robią… Chcąc rozładować napięcie wśród podrostków-murarzy zgodziliśmy się na 1 plastyfikator na betoniarkę. Mieliśmy nadzieję, że mimo młodego wieku chłopaki są na tyle rozgarnięci, że nie będą nic kombinować i potraktują nas poważnie. Plan był taki, że ekipa robi do późnego wieczora. Kwestie organizacyjne były dograne, lampy zorganizowane, pogoda jak na zamówienie, więc robota mogła naprawdę iść. Niestety  chłopaki zaczęli kombinować i zamiast 1 plastyfikatora zaczęli wsypywać po 2. Nie jesteśmy w ciemię bici więc zorientowaliśmy się dosyć szybko co i jak. Skoro ktoś nas w ciula robił, to decyzja była taka, że nie dokupujemy dodatkowo żadnych plastyfikatorów, na ile starczy na tyle będzie. Oburzenie było wielkie, ekipa uniosła się honorem i skończyli robotę. Pozbierali swoje zabawki i udali się do domu na naradę. Okej, nie oni jedyni chcą sobie dorobić. Wieczorem zadzwonił główny majster i przekazał decyzję, że jednak młodziaszki przyjdą dziś do roboty i skończą co zaczęli.

Dobra, chcąc zażegnać konflikt dokupiliśmy plastyfikatorów tak, aby było po 1 szt. na betoniarkę. Mąż wstał dziś znów na 7 rano i pojechał pilnować czy robią tak jak chcieliśmy. Robota szła o dziwo dobrze, więc mieliśmy nadzieję, że dziś skończymy.  Dziś niedziela, więc i odwiedzin na naszej budowie było więcej.  Szwagier przyjechał wesprzeć nas duchowo i przy okazji robienia czegoś tam, podszedł do baniaka z wodą i chlusnęło mu na ręcę pianą. Co się okazało? „Murarze” dowalili płynu do naczyń do baniaka z wodą :/ Szlag nas trafił. Mąż ma już kilka siwych włosów (sorry mężu, że o tym piszę) ale mam obawy, że do końca budowy będzie wyglądał jak Gandalf…  Miarka się przebrała, obydwoje się zagotowaliśmy i pogoniliśmy tych pseudo-fachowców. Do jasnej cholery – czy my naprawdę wydziwiamy? Czy to normalne, że kilku szczeniaków nazywających siebie fachowcami chce ucierać nosa ludziom, którzy im płacą? Nie wiem, nie mieści nam się to w głowie. Nie ogarniamy dzisiejszego dnia i tej ekipy.

Stan na dziś – szukamy murarzy z prawdziwego zdarzenia (nie magików cyrkowców), którzy podejdą poważnie do tematu. Może przesadzamy, może chcemy przedobrzyć, ale z drugiej strony realizujemy nasze marzenie (nomen omen bardzo kosztowne) i chcemy, żeby wszystko było tak, jak być powinno…

Dla rozładowania napięcia wrzucamy foty kota-inspektora, który jako jedynie wiernie nam towarzyszy. Siedział już wszędzie i na wszystkim (w taczce, w zaprawie), właził w każdą dziurę i każdy kąt, załatwił wszystkie swoje sprawy w super wielkiej kuwecie (nasz piasek do zaprawy), ale i tak już go uwielbiamy!

 

Dziś na działke miała dotrzeć część materiałów potrzebnych do murowania fundamentów, jednak ostatnie opady śniegu do dzisiaj dają się we znaki. Woda nadal stoi w rowach a cały teren budowy wygląda jak Biebrzańskie mokradła 😉 Niby powoli woda schodzi, ale na jutro znow zapowiadane są opady – tyle, że tym razem deszczu. Dzisiaj kierowca wywrotki wykazał się większą odwagą niż kierowca HDSa co miał przywieźć bloczki, bo w przeciwieństwie do bloczków piasek na budowe został dowieziony.Piasek do murowaniaPospółka i piasek do murowania

 Nie obyło się oczywiście bez kilku siarczystych słów ze strony kierowcy wywrotki – ale i tak szacunek, że podniósł rękawice i wjechał w nasze bagno a jeszcze bardziej istotna sprawa to fakt, że z tego bagna jakoś wyjechał – pozostawił tylko po sobie taką oto piękną pamiątkę…Koleiny po wywrotce

 Kolejna podejście z bloczkami planowane jest na piątek, ale jak jutro spadnie deszcz to sytuacja raczej będzie gorsza niż lepsza i obawiam się, że znów wszystko odwlecze się w czasie. Pogoda nas nie rozpieszcza…

Z zima wygraliśmy! Przynajmniej mamy taka nadzieję! Jakbyśmy trzymali się pierwotnego planu, dziś prawdopodobnie na budowie zastalibyśmy jedynie zasypane do połowy rowy, co gorsza cała robota poszłaby na marne…Mimo, że w tej chwili teren budowy wygląda jak po wojnie – jesteśmy dobrej myśli.

Dzisiaj z ciekawości pojechaliśmy zobaczyć jak wyglądają rowy i wylany beton po tym jak spadł zapowiedziany śnieg. Nie będe się tutaj rozpisywał – zobaczcie sami , wygląda to niezbyt fajnie…mam nadzieje, że nie będzie to miało wpływu na jakość ław.

Sorry za jakość zdjęć – robione telefonem , stojąc po kostki w błocie podczas padjącego śniegu 🙂 Wiecej wymówek nie mam …

Juhuuu, udało się! Zimo, tym razem punkt dla nas!

Od rana trwała dziś walka z zapowiedzianymi opadami śniegu. Nie wiem czy tylko u nas na budowie takie wariactwo, czy inni też tak mają, ale jak cała budowa będzie w ten sposób przebiegać  – osiwiejemy na bank 🙂 Tym razem wszystko się udało, ale wolelibyśmy, żeby wszystko przebiegało spokojniej niż dziś. Jeszcze rano majstry wiązały strzemiączka na zbrojenia, na dziś zamówiony był także „Pan Koparkowy”. Tym razem poradził sobie lepiej z zadaniem zdejmowania humusu, wykopał nawet całkiem ładne rowy 🙂 Po 8 godzinach dłuuuugiej pracy ruszyliśmy pędem na naszą budowę. Widok zaskoczył, zmiany ucieszyły.

Udało się przełożyć jutrzejsze zalewanie betonem na dziś, więc akcja musiała być naprawdę błyskawiczna. Jeszcze przed godz. 16 majstry wraz z wsparciem (dzięki szwagier!:)) walczyli z umieszczaniem zbrojenia i wiązaniem wszystkiego. Temu wszystkiemu przyglądał się oczywiście nasz kierownik budowy, choć i on robił wielkie oczy na ten nasz wyścig z czasem. Wszystkie wykopane rowy z umieszczonym zbrojeniem skontrolował także kot sąsiada – jakiś szkolony chyba, obiegł cały „dom” a w ramach – chyba akceptacji odbił kilka pieczątek swoimi łapkami w samochodzie męża. Dzięki kocie za twą aprobatę!

Na 16:00 umówione były betoniarki, więc patrzyliśmy na zegarek z nadzieją… Na szczęście i ku uciesze wszystkich betoniarki punktualne nie są i dotarły na miejsce prawie z godzinnym opóźnieniem. Najpierw jedna – mniejsza, chwilę później druga – większa i ładniejsza 🙂 Nie zapomnieliśmy także o umieszczeniu kilku grosików w ławach – Karmelitko, masz rosnąć szybko i dobrze służyć domownikom!

Godzina 19:10, info z ostatniej chwili – zalewanie betonem oficjalnie uważa się za zakończone. Przyznam się, że miejsce akcji opuściłam chwilę temu, ale tylko po to, by mąż jak wróci miał gotową gorącą herbatkę z sokiem malinowym i pyszną lasagne z Biedrony ;] Śnieg nas nie dopadł, za to zmarzliśmy jak diabli :/ Obyśmy tylko nie odchorowali tych naszych ław!

Jutro z samego rana jedziemy skontrolować schnięcie betonu, a tymczasem lasagne już gotowe!

Prace postępują szybciej niż planowaliśmy a wszystko za sprawą pogody. Dziś było wiązanie zbrojenia, jutro miało być kopanie rowów pod ławy i wrzucenie zbrojeń, a betonowanie na spokojnie na sobotni poranek. Od kilu dni obserwowałem pogodę, która na złość z dnia na dzień  robiła się coraz gorsza – a w sobotę wg dzisiejszej prognozy ma nastąpić apogeum. Początkowo martiwlismy się o to, że spadnie deszcz, popsuje nam rowy i zrobi się ogólne błoto – jednak to, co dziś usłyszeliśmy w wieczornej prognozie pogody i to, co potwierdziliśmy na jednym z serwisów internetowych zmartwiło nas całkowicie. Z piątku na sobote zapowiadane są całkiem pokaźne opady sniegu! 🙁 Wiadomo, że prace budowlane o tej porze roku wiadomo wiążą się z jakimś ryzykiem i pewności co do pogody mieć nie można – ale dlaczego akurat teraz!? Tak czy siak decyzja jest taka, że jutro czyli w piątek robimy wszystko jak najszybciej i wylewanie betonu przesuwamy na piątek wieczór….Aby ew. śnieg (a zapowiadają go 20 cm) nie zniszczył wykopów tylko najwyżej przysypał już wylany beton. Chyba z dwoja złego lepsza taka opcja…

Trzymajcie kciuki żeby jednak chmury śniegowe ominęły naszą budowę!

A tutaj wycinek prognozy pogody z jednego z serwisów, którego prognoza niestety często się sprawdza…oby się tym razem mylili!

Prognoza pogody na dzień wylewania ław

Prognoza pogody

Pozdrowienia dla wszystkich robiących fundamenty o tej porze roku! 😉

No i ruszyło. Geodeta był, paliki powbijane, domek zaznaczony. Niby nic, a jednak… No właśnie, proste sprawy a u nas już pod górkę :/ I znowu nauczka na przyszłość – nim zapłacisz jakiemuś fachowcowi za cokolwiek, zrób „doktorat” z jego dziedziny :/ Podsumowując – pan koparkowy zdjął humus, ale odwalił lekką fuszerkę, więc będzie musiał poprawiać. Za płytko, za krzywo i nie w tym miejscu. Geodeta był, skrytykował robotę pana koparkowego i też się nie spisał. U nas jakoś mniej palików niż u innych, brak wyznaczonego punktu zerowego – no jakoś to topornie wszystko idzie… A trzeba było zgłębić temat zdejomowania humusu i robót geodezyjnych na tym etapie :/ Ehh „fachowcy”! Jak już takie początki, to strach się bać co będzie dalej. No nic, głowa do góry, jakoś to będzie. Pan koparkowy przyjął reklamację i w przyszłym tygodniu ma poprawiać. Mamy nadzieję, że okaże się na tyle rozgarnięty, że swoją koparą nie poprzestawia  nam palików a tym samym domu:D

Majster  był dziś na działce – ojjj przepraszam mężu – na budowie 😀 i zapowiedział dalsze roboty na najbliższy tydzień. Niby się cieszymy, że to już lada chwila, ale po dość niefortunnym „wstępie” mamy lekkie obawy. Najbliższy tydzień będzie pewnie lekko zwariowany, bo nie mamy jeszcze bloczków, prętów zbrojeniowych itd. więc trzeba będzie za tym wszystkim troszkę pobiegać. Mi się już marzy bieganie za meblami, kaflami i zasłonami, no ale najpierw te „mniej interesujące” wydatki… A poniżej kilka fotek z dnia dzisiejszego:

 

 

26 czerwca napisałem …”nie mogę się doczekać dnia kiedy na działkę wjedzie koparka a to niestety jeszcze daleka droga”…

Dziś właśnie nadszedł ten dzień! 18 października będzie dla mnie drugim historycznym dniem w tym roku 🙂 Dlaczego drugim, a to już wie tylko moja żona 😉

 Nadszedł ten dzień!

Dziś miały miejsce pierwsze prace ziemne. Od dziś chyba możemy zacząć mówić, że jedziemy na „budowę” a nie „działkę”… Z samego rana przyjechała koparka i zdjęła wierzchnią warstwę ziemi – humus. Jak narazie wszystko to wygląda jak jakieś pobojowisko, ale mam nadzieję, że z czasem zacznie przypominać plac budowy. Narazie przybył nam mały dołek i troche większa górka ziemi.

Plan na najbliższe dni, a najprawdopodobniej na przyszły tydzień to geodeta i wyznaczanie miejsc gdzie będą wylane ławy…i dalej końcówka miesiąca/początek listopada – kopanie rowów, zbrojenie i lanie ław. Wszystko możnaby przyspieszyć i zacząć robić  chociażby jutro, jednak z różnych, niezależnych ode mnie przyczyn wszystko musi się znów rozciągnąć troszkę w czasie…

Najważniejsze jednak jest to, że coś zaczęło się dziać i to, że każdy drobiazg zrobiony na budowie przybliża nas do zamieszkania w wymażonym domu.

Zdjęcia poniżej przedstawiają stan aktualny:

Tak jak obiecywałem przesyłam zestawienie kosztów jakie ponieśliśmy do aktualnego etapu, czyli uzyskania pozwolenia. Prawdopodobnie zanim zaczniemy właściwą budowę to jeszcze pojawią się tam jakieś dodatkowe punkty np. koszt Kierownika Budowy czy jakies inne opłaty, z czasem będe się starał robić aktualizacje, a po rozpoczęciu budowy zrobie osobny kosztorys na każdy jej etap.

Plik do pobrania:

Koszty i formalności 

Dla tych którym nie chce się ściągać dokumentu i nie są zaitneresowani szczegółami kosztów podam tylko że na tą chwilę wydaliśmy 9 363,54 zł , a od czasu rozpoczęcia załatwiania dokumentacji do czasu uzyskania pozwolenia upłynęło 121 dni 🙂

Dłuuuga przerwa w pisaniu spowodowana była tym że mieliśmy przestój w temacie…ale to wszystko nieistotne. Najważniejsze jest to że dziś odebrałem…..

POZWOLENIE NA BUDOWĘ !!! 🙂 🙂

Teraz mam nadzieje zacznie dziać się więcej i więcej też będzie do opisania tutaj. Jednak po chwili ekscytacji pozwoleniem znów mina troszkę zrzedła bo trzeba dalej czekać – tym razem na uprawomocnienie się decyzji…co dalej? Czas i pogoda pokaże 🙂

Odnośnie rzeczy jakie się działy podczas długiej przerwy, złożone zostały dokumenty wraz z wnioskiem o pozwolenie na budowę….troszkę trwało zanim wszystko zostało przetworzone. W międzyczasie musiałem jeszcze uzupełnić dokumentacje o odrolnienie części działki, tzn złożyć wniosek o odrolnienie części działki na której będzie znajdował się nasz dom i poczekać na decyzję. Poza tym reszta poszła zaskakująco gładko. Teraz jak już trzymam w ręce  wyczekiwany dokument stwierdzam, że nie taki diabeł straszny jak go malują i da się wszystko w naszym kraju mimo wszystko załatwić w miarę szybko. Oczywiście że biurokracji mogło by być mniej, ale niema tragedii…staranie się o budowę nie było bardzo uciążliwe.

Postaram się później przedstawić zestawienie kosztów jakie do tej pory musieliśmy ponieść w związku z przygotowywaniem dokumentacji.