Posts Tagged ‘budowa’

Juhuuu! Dotarła do nas więźba, piękna i zieloniutka:-) Panowie od dachu pochwalili, że dobrze zrobiona i solidna. Dziś tak naprawdę był debiut „panów dachowców”. Trzeba im także przyznać, że jak na pierwszy dzień pracy spisali się naprawdę dobrze. Nie ma jednak co chwalić dnia
Read the rest of this entry »

Ojj dzieje się, dzieje… Coraz bliżej nam do stropu. Majstry działają na wysokich obrotach, wczoraj – ku naszej uciesze, powitały nas belki stropowe i zbrojenia umieszczone już u góry. Wprawdzie jeszcze nie wszędzie, ale jakieś 2/3 domu ma już dziurawy pseudo-dach;-) Wczoraj dotarły na budowę także kominy. Zdecydowaliśmy się na kominy firmy Leier (koszt 5300,00zl), czyli takie jak w projekcie. Dziś po pracy, jeśli nie zagrzmi i nie będzie padać, ruszymy z ich murowaniem. Mąż zdecydował, że będzie to robił sam, ewentualnie z jakąś dobrą pomocną duszą i dzięki temu zaoszczędzimy niemała kwotę. Nie święci garnki lepią, wiec mam nadzieję, że jakoś to pójdzie. Przed nami weekend, więc jeśli pogoda dopisze to możemy wiele zdziałać. Tymczasem kilka fotek naszego dziurawego stropu;-)

image

image

image

image

image

Zbliżamy się powoli do ważnego momentu na budowie, czyli do wykonania stropu. Nie idzie to u nas tak błyskawicznie jak byśmy sobie tego życzyli, ale najważniejsze, że codziennie jakiś postęp jest. Na dzień wczorajszy stan budowy przedstawiał się następująco: stal na zbrojenia dostarczono na budowę, stemple zorganizowane, belki betonowe są, wszystkie kształtki ułożone (kształtki, do których wkłada się zbrojenie a później zalewa się je betonem – niestety nie wiem jak to się fachowo nazywa;-)). Dziś majstry maja robić zbrojenie no i nastawiamy się, ze zejdzie im przy tym przynajmniej dzisiejszy cały dzień. Maz nieśmiało liczy na to, ze strop uda się zalać jeszcze w tym tygodniu… Ja aż taka optymistka nie jestem i nastawiam się na przyszły tydzień. Z nowości na naszej budowie musimy się jeszcze pochwalić pierwsza posadzona roślinka – świerk Conica, przez nas tzw. Konik, który sprezentował nam mój tato. Zabezpieczyliśmy go odpowiednio, aby żaden Nienasz go nie obsikiwał i żeby był w miarę widoczny dla potencjalnych koparek;-) Mam nadzieje, ze Konik będzie nam rósł zdrowo…

image

image

image

image

image

image

Z nadejściem najładniejszego miesiąca w roku doczekaliśmy się tygodniowego zastoju na budowie. Winna pogoda i obfite deszcze, które na jakiś czas zmieniły nasza budowę w jeziora mazurskie:-( Jezioro mamy przy wykuszu i na miejscu tarasu. Droga dojazdowa do naszej budowy jest niestety tak grząska, ze obawy dostawców materiałów są dla nas jak najbardziej uzasadnione… No nic, z nowym tygodniem wyczekujemy słoneczka, które osuszy troszkę nasza działkę a my w końcu będziemy mogli ruszyć dalej z robota. Tymczasem kilka fotek Nienasza, który jest chwilowo panem na naszych włościach;-)

image

image

image

image

image

image

image

image

Piątkowe deszcze popsuły plany budowlane i niestety majstrowie jak szybko przyszli, tak szybko wrócili zmoknięci do domu. Na sobotę dla odmiany zapowiadane były burze – przeszły chyba jednak bokiem i szczęśliwie dla nas udało się nadrobić wcześniej stracony piątek 🙂 Stan na niedziele przedstawiają zdjęcia w poniższej galerii.

Odnośnie samej budowy to jesteśmy bardzo zadowoleni. Robota idzie szybko, na budowie jest czysto a ekipa widać, że jest zgrana i nie jedno razem już robiła. Nikt nie krząta się bez celu, każdy ma swoje zadanie i wszystko wydaje się być bardzo profesjonalne. Lekkie obawy miałem odnośnie murowania Porothermu (Wienerberger Profi) na klej. Niestety nie mieliśmy dostępnych narzędzi do poziomowania pierwszej warstwy bloczków, bałem się więc o jakieś niedokładności w poziomach i późniejsze problemy przy stawianiu ścian. Ekipa przyłożyła się jednak do poziomowania i ściany wychodzą bardzo równo. Z racji braku specjalnego wałka do nakładania kleju, jego warstwa nakładana jest przez namaczanie – jest to jeden ze sposobów murowania w tej technologii opisany na stronie producenta. Pomimo informacji, że przy tym sposobie idzie dużo więcej „zaprawy”, na tą chwilę wydaje się, że dostarczona ilość kleju starczy na cały dom (producent daje 1 worek na 2 palety materiału).

Mała zmiana nastąpiła również jeżeli chodzi o ścianki działowe. Początkowo planowaliśmy je stawiać w tej samej technologii co ściany nośne – jednak ceny bloczów były zbyt wysokie i działówki postanowiliśmy wymurować metodą tradycyjną, bloczkami ceramicznymi firmy Roben kupionymi w korzystnej cenie.

Pomimo, że wszystko na tym etapie idzie naprawdę dobrze i strasznie cieszy oko, nie udało się uniknąć małych wpadek. Przy kładzeniu 1 warstwy murarze się rozpędzili i zamurowali wyjście balkonowe. Konieczne było zdjęcie kilku pustaków. Na szczęście zaprawa jeszcze nie związała i nie było z tym większych problemów. Druga sprawa to bednarka, którą wcześniej przeprowadziłem do środka budynku w ścianie fundamentowej (listwa wyrównawcza instalacji elektrycznej) – po jednej z wizyt na budowie zauważyłem, że jest ona wyciągnięta pod 1 warstwa bloczków ze środka na zewnątrz budynku. Jak to zkwitował jeden z pracowników – kto to widział mieć piorunochron w środku domu 🙂 . Teraz trzeba będzie wykuć mały otwór i przeciągnąć tą bednarkę z powrotem do środka budynku. Ale to wszystko drobiazgi, które można łatwo odkręcić – byle tylko takie problemy się pojawiały do zakończenia budowy a będziemy naprawdę zadowoleni!! 🙂

Z rzeczy jakie ostatnio chodzą mi po głowie to kolejne zakupy. Trzeba zamówić kominy, powoli zamawiać belki i pustaki stropowe oraz zebrać oferty tartaków na więźbe. Nie wiem jeszcze jaki jest czas przygotowania więźby w tartaku, mam jednak nadzieję, że uda się to czasowo zgrać w taki sposób, aby nie było przestojów na budowie. Tymczasem zapraszam do galerii.

 

Dawno nas tu nie było, oj dawno…

Wszystkiemu winna oczywiście aura za oknem, która nas na jakiś czas ze wszystkim skutecznie przystopowała. Liczyliśmy, że zima okaże się w tym roku łaskawa i odpuści wcześniej… Nic jednak z tego – jeszcze do zeszłego tygodnia było biało i na minusie.

Roboty wprawdzie na całą zimę stanęły, ale nie można uznać całej zimy za zmarnowany czas! Wszyscy wiemy, że znalezienie fachowców, którzy nie spartaczą swojej roboty i przy tym nie zedrą z nas ostatniego grosza nie jest wcale takie proste. No więc zrobiliśmy rozeznanie na naszym lokalnym rynku i trzeba przyznać, że łatwo nie było. Prawda jest taka, że jedyne czym mogliśmy się sugerować to cena i reputacja firmy. Zebraliśmy kilka ofert, jednak porównanie ich ze sobą nie było wcale takie proste. W ofercie A ujęto coś, czego nie ma w ofercie B – jest w niej natomiast coś innego, w ofercie C jest zupełnie inna ilość m2 niż w ofercie A i B, a w ofercie D policzono inne materiały niż chcieliśmy :/ Masakra jakaś … Łatwo nie było, ale wstępne decyzje co do wyboru wykonawcy już są. Firma wydaje się być rzetelna i – o czym zapewnia nasz zaufany kierownik budowy – robi naprawdę solidnie. Mamy nadzieję i wierzymy, że nie będzie już żadnej hecy.

Dobra, koniec o tej zimie, trwała tak długo, że nie ma już sensu do niej wracać, tym bardziej, że słońce w końcu jednak wyszło zza chmur a śniegi spłynęły…

Roboty zaczęliśmy wczoraj od wylania chudziaka. Mąż z jednym fachowcem ruszyli na budowę już o 6 rano aby wszystko jeszcze przygotować przed przyjazdem betoniarki, która miała zjawić się o 08:00. Wstrzymaliśmy się z tym przed zimą, ponieważ nie chcieliśmy ryzykować, że minusowe temperatury sprawią, że beton nam popęka. Jeszcze przed przyjazdem betoniarki umieściliśmy w piasku kanał doprowadzający powietrze do kominka (inaczej niż w projekcie – mężu, dobrze że czuwasz:)), umieściliśmy zbrojenie pod schody betonowe no i na koniec – zgodnie z projektem – rozłożyliśmy folię na piasku. Betoniarki oczywiście przyjechały z lekkim poślizgiem (choć wcale nie byliśmy zaskoczeni), błyskawicznie opróżniły się a my nie mogliśmy przestać się cieszyć. W końcu jakiś postęp!!!

W poniedziałek nareszcie przychodzi umówiona ekipa i zaczynają działać. Mąż wziął dzień wolny aby w  ten pierwszy dzień wszystko zorganizować i dogadać już na miejscu. Część bloczków już stoi  i czeka, więc mam nadzieję, że po całym dniu pracy gołym okiem będzie widać postępy. Nie wiem tylko jak ja wysiedzę w pracy wiedząc, że coś się już dzieje a ja tego nie widzę! 🙂

 

Dziś będzie szybko, krótko i na temat.

Ostatni tydzień był bardzo pracowity ale jednocześnie niezwykle efektowny. Nowa ekipa murarzy okazała się w porządku i dokończyli rozgrzebaną robotę. Przyszli we wtorek, skończyli w czwartek. W międzyczasie działaliśmy już z dysperbitem. Ostatnie losowanie lotto okazało się dla nas znów nieudane, więc trzeba było wziąć w piątek wolne i spędzić cały dzień z pędzlem z ręku. Razem z mężem pomalowaliśmy ściany fundamentowe dysperbitem zaoszczędzając tym samym „kilka” groszy. Pogoda dopisała tylko kręgosłupy – nam ludziom z „biura” lekko dokuczały. Efekt naszej ciężkiej pracy poniżej:

W sobotę mąż z tatą obłożyli nasze ściany ślicznym różowym styropianem (a niech mają ciepło na zimę, a co!):)  a dzisiejszy dzień poświęciliśmy na zabezpieczenie styropianu folią kubełkową. Radocha niesamowita bo niewiele już nam zostało. Jeszcze żaden tydzień nie okazał się tak efektywny jak ten więc pojawiła się nadzieja, że to co złe już jest za nami. Zmęczeni ale zadowoleni prezentujemy stan na dziś:

Za nami okrutnie ciężki weekend. Nie wiem nawet od czego zacząć… Obawiam się, że nasza budowa będzie drogą przez mękę, bo jak na razie ze wszystkim mamy pod górkę. Ale po kolei…

W piątek na działkę dotarły w końcu wszystkie niezbędne elementy potrzebne do stawiania ścian fundamentowych. Było ciśnienie, ponieważ pogoda nie sprzyjała przez kilka dni i na naszej budowie zrobiło się jedno wielkie bagno. No ale nic, w piątek jakoś dojechała część bloczków, dotarł piasek, zorganizowaliśmy także wodę więc z niecierpliwością czekaliśmy na sobotę. Nasz główny majster zmienił odrobinę plan i zorganizował dodatkowo kilku „murarzy” (celowo napisane w cudzysłowie) aby pchnąć robotę i ściany fundamentowe zrobić przez weekend. Ekipa wkroczyła na budowę w sobotę o godz. 7 rano. Pisząc ekipa mam na myśli 4 szczawików uważających się za super doświadczonych i cwanych murarzy. Wojna zaczęła się już rano, gdy mąż odmówił dodawania plastyfikatorów do zaprawy. Nikt nikomu nie chciał zrobić na złość, ale z informacji zasięgniętych z różnych źródeł wynika (mąż dzwonił nawet do producenta), że plastyfikatory wcale nie robią dobrze zaprawie. Zdecydowaliśmy się w ogóle ich nie stosować i taki news rozszedł się wśród pseudo-murarzy. Zaczęły się jęki, że inaczej się nie da, że do dupy robota, że oni tak nie robią… Chcąc rozładować napięcie wśród podrostków-murarzy zgodziliśmy się na 1 plastyfikator na betoniarkę. Mieliśmy nadzieję, że mimo młodego wieku chłopaki są na tyle rozgarnięci, że nie będą nic kombinować i potraktują nas poważnie. Plan był taki, że ekipa robi do późnego wieczora. Kwestie organizacyjne były dograne, lampy zorganizowane, pogoda jak na zamówienie, więc robota mogła naprawdę iść. Niestety  chłopaki zaczęli kombinować i zamiast 1 plastyfikatora zaczęli wsypywać po 2. Nie jesteśmy w ciemię bici więc zorientowaliśmy się dosyć szybko co i jak. Skoro ktoś nas w ciula robił, to decyzja była taka, że nie dokupujemy dodatkowo żadnych plastyfikatorów, na ile starczy na tyle będzie. Oburzenie było wielkie, ekipa uniosła się honorem i skończyli robotę. Pozbierali swoje zabawki i udali się do domu na naradę. Okej, nie oni jedyni chcą sobie dorobić. Wieczorem zadzwonił główny majster i przekazał decyzję, że jednak młodziaszki przyjdą dziś do roboty i skończą co zaczęli.

Dobra, chcąc zażegnać konflikt dokupiliśmy plastyfikatorów tak, aby było po 1 szt. na betoniarkę. Mąż wstał dziś znów na 7 rano i pojechał pilnować czy robią tak jak chcieliśmy. Robota szła o dziwo dobrze, więc mieliśmy nadzieję, że dziś skończymy.  Dziś niedziela, więc i odwiedzin na naszej budowie było więcej.  Szwagier przyjechał wesprzeć nas duchowo i przy okazji robienia czegoś tam, podszedł do baniaka z wodą i chlusnęło mu na ręcę pianą. Co się okazało? „Murarze” dowalili płynu do naczyń do baniaka z wodą :/ Szlag nas trafił. Mąż ma już kilka siwych włosów (sorry mężu, że o tym piszę) ale mam obawy, że do końca budowy będzie wyglądał jak Gandalf…  Miarka się przebrała, obydwoje się zagotowaliśmy i pogoniliśmy tych pseudo-fachowców. Do jasnej cholery – czy my naprawdę wydziwiamy? Czy to normalne, że kilku szczeniaków nazywających siebie fachowcami chce ucierać nosa ludziom, którzy im płacą? Nie wiem, nie mieści nam się to w głowie. Nie ogarniamy dzisiejszego dnia i tej ekipy.

Stan na dziś – szukamy murarzy z prawdziwego zdarzenia (nie magików cyrkowców), którzy podejdą poważnie do tematu. Może przesadzamy, może chcemy przedobrzyć, ale z drugiej strony realizujemy nasze marzenie (nomen omen bardzo kosztowne) i chcemy, żeby wszystko było tak, jak być powinno…

Dla rozładowania napięcia wrzucamy foty kota-inspektora, który jako jedynie wiernie nam towarzyszy. Siedział już wszędzie i na wszystkim (w taczce, w zaprawie), właził w każdą dziurę i każdy kąt, załatwił wszystkie swoje sprawy w super wielkiej kuwecie (nasz piasek do zaprawy), ale i tak już go uwielbiamy!

 

Dziś na działke miała dotrzeć część materiałów potrzebnych do murowania fundamentów, jednak ostatnie opady śniegu do dzisiaj dają się we znaki. Woda nadal stoi w rowach a cały teren budowy wygląda jak Biebrzańskie mokradła 😉 Niby powoli woda schodzi, ale na jutro znow zapowiadane są opady – tyle, że tym razem deszczu. Dzisiaj kierowca wywrotki wykazał się większą odwagą niż kierowca HDSa co miał przywieźć bloczki, bo w przeciwieństwie do bloczków piasek na budowe został dowieziony.Piasek do murowaniaPospółka i piasek do murowania

 Nie obyło się oczywiście bez kilku siarczystych słów ze strony kierowcy wywrotki – ale i tak szacunek, że podniósł rękawice i wjechał w nasze bagno a jeszcze bardziej istotna sprawa to fakt, że z tego bagna jakoś wyjechał – pozostawił tylko po sobie taką oto piękną pamiątkę…Koleiny po wywrotce

 Kolejna podejście z bloczkami planowane jest na piątek, ale jak jutro spadnie deszcz to sytuacja raczej będzie gorsza niż lepsza i obawiam się, że znów wszystko odwlecze się w czasie. Pogoda nas nie rozpieszcza…

Juhuuu, udało się! Zimo, tym razem punkt dla nas!

Od rana trwała dziś walka z zapowiedzianymi opadami śniegu. Nie wiem czy tylko u nas na budowie takie wariactwo, czy inni też tak mają, ale jak cała budowa będzie w ten sposób przebiegać  – osiwiejemy na bank 🙂 Tym razem wszystko się udało, ale wolelibyśmy, żeby wszystko przebiegało spokojniej niż dziś. Jeszcze rano majstry wiązały strzemiączka na zbrojenia, na dziś zamówiony był także „Pan Koparkowy”. Tym razem poradził sobie lepiej z zadaniem zdejmowania humusu, wykopał nawet całkiem ładne rowy 🙂 Po 8 godzinach dłuuuugiej pracy ruszyliśmy pędem na naszą budowę. Widok zaskoczył, zmiany ucieszyły.

Udało się przełożyć jutrzejsze zalewanie betonem na dziś, więc akcja musiała być naprawdę błyskawiczna. Jeszcze przed godz. 16 majstry wraz z wsparciem (dzięki szwagier!:)) walczyli z umieszczaniem zbrojenia i wiązaniem wszystkiego. Temu wszystkiemu przyglądał się oczywiście nasz kierownik budowy, choć i on robił wielkie oczy na ten nasz wyścig z czasem. Wszystkie wykopane rowy z umieszczonym zbrojeniem skontrolował także kot sąsiada – jakiś szkolony chyba, obiegł cały „dom” a w ramach – chyba akceptacji odbił kilka pieczątek swoimi łapkami w samochodzie męża. Dzięki kocie za twą aprobatę!

Na 16:00 umówione były betoniarki, więc patrzyliśmy na zegarek z nadzieją… Na szczęście i ku uciesze wszystkich betoniarki punktualne nie są i dotarły na miejsce prawie z godzinnym opóźnieniem. Najpierw jedna – mniejsza, chwilę później druga – większa i ładniejsza 🙂 Nie zapomnieliśmy także o umieszczeniu kilku grosików w ławach – Karmelitko, masz rosnąć szybko i dobrze służyć domownikom!

Godzina 19:10, info z ostatniej chwili – zalewanie betonem oficjalnie uważa się za zakończone. Przyznam się, że miejsce akcji opuściłam chwilę temu, ale tylko po to, by mąż jak wróci miał gotową gorącą herbatkę z sokiem malinowym i pyszną lasagne z Biedrony ;] Śnieg nas nie dopadł, za to zmarzliśmy jak diabli :/ Obyśmy tylko nie odchorowali tych naszych ław!

Jutro z samego rana jedziemy skontrolować schnięcie betonu, a tymczasem lasagne już gotowe!