Ostatni wpis jest z 8 maja i właśnie uzmysłowiłam sobie, że u nas im dalej tym gorzej;-/ Inni blogowicze, którzy rozpoczęli budowę w tym samym czasie co my, albo i nawet później, już mieszkają albo lada chwila będą się przeprowadzać. My nadal „walczymy” i śmiem twierdzić, że ten etap idzie nam najgorzej.
Przez ostatni miesiąc w naszej karmelicie urzędowało 3 majstrów. Nie oznacza to jednak, że nabraliśmy wiatru w żagle i wreszcie robota zaczęła „iść”. Gdyby nie mąż, który zakasał rękawy i kładzie płytki sam, bylibyśmy nadal w czarnej d…. Łazienka nadal rozgrzebana, choć już w sumie bliżej jak dalej. W pomieszczeniu gospodarczym zadziałał mąż, którego już na stałe mianowałam „bohaterem w swoim domu” – robota wykonana solidnie, szybko i bez dodatkowych kosztów. Obecnie kładzie płytki w kuchni i jak tak dalej pójdzie to wyprzedzi majstra, który robi nam łazienkę.
Tak oto prezentują się obecnie nasze „włości”:
W zeszłym tygodniu, po koszmarnie długim czasie oczekiwania na jednego z majstrów, doczekaliśmy się wreszcie tarasu, podejścia pod dom i kotłownię. Robota wykonana ze strasznym opóźnieniem, nie tak idealnie jak byśmy sobie tego życzyli, ale i tak cieszy oko.
Wracając do kuchni (bo obecnie na tym pomieszczeniu skupiam swoją uwagę), zadziwiające jak różne są ceny tych samych mebli, wykonanych z tych samych materiałów i z tym samym wyposażeniem. Żadnej filozofii przecież tu nie ma, kilka płyt podocinanych na wymiar, które trzeba poskręcać i ot cała robota. Nie twierdzę, że sama bym to zrobiła, ale nie święci garnki lepią i gdyby nasza doba nie trwała 24h tylko dłużej, kto wie czy sami z mężem nie pobawilibyśmy się w „majsterkowiczów meblarzy”. Pierwszy salon wycenił nasze meble na – bagatela – 12.800zł. Cena nas trochę zszokowała, ruszyliśmy w miasto – i co? Kolejny profesjonalny salon i cena 8.200zł. No już zdecydowanie lepiej. Wczoraj otrzymałam jeszcze jedną wycenę – tym razem na 6.800zł. Pytam się, jak to możliwe? Pierwszego sprzedawcę podejrzewam o jawne zdzierstwo – z takimi cenami to rozbój w biały dzień! Na wtorek umówieni jesteśmy z Panem od najatrakcyjniejszej ceny na pomiar i ustalenie szczegółów. Zobaczymy co z tego wyjdzie i czy cena się nie zmieni.
Witam!
Jak mówią: Nie od razu Kraków zbudowano… Najważniejsze, że cały czas idziecie do przodu.
Już nie mogę się doczekać Waszej kuchni!! Co macie na ścianie w kotłowni (ten szary kolor)?
U nas tynki zakończone, w środę będą montować drzwi zewnętrzne..
Pozdrowienia z ziemi łowickiej!
Witam serdecznie!;-)
Z tym Krakowem to niby tak, ale chciałoby się już tak bardzo!;-) Na dodatek cierpliwość nie jest moją mocną stroną więc przebieram nóżkami już od jakiegoś czasu.
Czekam niecierpliwie na każde pomieszczenie, ale muszę przyznać, że jak dotąd najwięcej uwagi skupiłam na łazience i kuchni. Na tą drugą też się już nie mogę doczekać. Wodotrysków nie będzie, wiadomo – budżet już marny, ale i tak radocha będzie wreszcie z WŁASNEJ kuchni (jaka by nie była!).
Julio, a jakie tynki skończyliście, zewnętrzne czy wewnętrzne? Jeśli zewnętrzne to czy mogę spytać ile Was one wyniosły? Jutro ktoś nam je będzie wyceniał, ale dobrze mieć jakieś porównanie.
W kotłowni mąż położył tynk mozaikowy, tzw. marmolit. Na początku byłam trochę sceptyczna, ale wyszło naprawdę fajnie. Zdjęcia na blogu robię zazwyczaj telefonem i ich jakość jest średnia, w związku z tym nie oddają dobrze ani kolorów ani faktur.
Pozdrawiam ciepło!
Skończyliśmy tynki wew., zewnętrzne planujemy jesienią, na razie nie mam rozeznania cenowego w tym temacie…
Pozdrawiam!
Miałam ten sam problem, różne wyceny mebli. My wybraliśmy do naszej karmelitki środkową wycenę, meble wyszły nas 9000, bo gdy obejrzeliśmy wykonanie mebli z najtańszej oferty, to zrezygnowaliśmy. Nawet ich właściciele nie byli zadowoleni. Życzę powodzenia w wykańczaniu. Chyba najgorszy etap w budowie…
Mam nadzieję, że w naszym przypadku nie będzie jednak aż tak źle… Jutro dogadujemy szczegóły z panem od mebli i pewnie w najbliższym czasie będziemy zamawiać. Nie ukrywam, że dla nas na chwilę obecną czynnikiem decydującym są finanse, więc wybór jest tak naprawdę tylko jeden. Po cichu liczę, że tym razem oferta najtańsza nie okaże się najgorsza. Co do wykańczania – gdybym dysponowała nieograniczonym budżetem byłby to najfajniejszy etap. Ponieważ jednak liczymy już każdą złotówkę, to zaczyna się taka mordęga i trochę improwizacja. Oby do przodu i jakoś to będzie;-)
Pozdrawiam!
Ważne, że cały czas do przodu! 🙂
Ciekawe tylko jak ja bym mowiła, gdybym sama była zniecierpliwiona – jak znam siebie to pewnie podobnie 😉
My na razie ściany działowe kończymy, więc jeszcze daleko nam do takiego etapu 😉
Piękne płytki w kuchni! :))
Pozdrawiam ciepło, Aga F z casa-miparaiso.blogspot.com 🙂
Witaj Agnieszko!
Zaglądnęłam do Was – bardzo tam na tej Waszej budowie ładnie – schludnie i czysto. U nas tak niestety nie było, nasze majstry to bałaganiarze. Na początku z tym walczyłam, ale jak brzuszek ciążowy urósł, odpuściłam sobie tą walkę z przysłowiowymi wiatrakami. Szkoda „szarpania” i tak efekt był marny.
My kobitki chyba tak mamy, że jak przychodzi do wykańczania czy urządzania naszego gniazdka, to niecierpliwimy się strasznie i wszystko musi być idealne. Ja przyznaję, tak mam i łatwo mi z tym nie jest. Tym bardziej, że my na początku będziemy mieszkać pewnie tak trochę „na dziko”. Kuchnia, łazienka, jeden pokój i przeprowadzamy się. Całą resztę będziemy pewnie dłubać sobie przez najbliższe lata.
Miło, że płytki w kuchni się podobają. Takie chciałam, takie będę mieć, choć wiem już, że z mopem nie będę się rozstawać;-)Coś za coś… Dość często estetyka ma dla mnie większe znaczenie niż praktyczność.
Pozdrawiam serdecznie i życzę szybkich postępów na budowie!
Marto, wiem coś o tym, tzn. o liczeniu każdej złotówki… My już się wprowadziliśmy a niestety budżet cieniutki. Także mieszkamy i jeszcze wykańczamy… Ale jest super, bo to nasz domek, chociaż jeszcze tyle trzeba w nim zrobić. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia.
Gosiu, ja próbuję się nastawić psychicznie jakoś na to, że przeprowadzimy się na „plac boju”. Nie uda nam się wszystkiego wykończyć tak jakbym sobie tego życzyła, góry w ogóle nie ruszamy, nasze minimum to dół. Na tym naszym dole też będzie takie minimum do funkcjonowania, daleka droga jeszcze przed nami. Domyślam się jaka to radość mieszkać już w swoim domku. Ja siedzę już jak na szpilkach;-) Pozdrawiam również i życzę powodzenia – i nam i Wam się ono przyda!;-)
Końcowe etapy zawsze bywają najbardziej męczące. A instalalacje, oczyszanie i tego typu sprawy potrafią najłatwiej wyprowadzić z równowagi. Nic jednak nie zastąpi później tej satysfakcji – wprowadzenia się do sprawnie działającego i własnego gniazdka 🙂
Marta widze duże postępy 🙂 Już niedługo będziecie na swoim. A Twój mąż to zdolniacha. Z resztą swojego też muszę pochwalić bo dużo zrobił w domciu sam. Małymi kroczkami i do celu. Niedługo będziemy zrzędziły ile to sprzątania w tych naszych karmelitach 🙂
Aniu, nie mogę się już doczekać tego zrzędzenia!;-) ja się już powoli pakuję choć do przeprowadzki jeszcze troszkę. Tak czy siak marzę o tym aby wreszcie się wprowadzić do tej naszej, długo wyczekiwanej karmelitki.
Pozdrawiam!;-)
Detale zawsze są najgorsze, ale ważne że macie hydraulikę i cały system grzewczy 😉